Anna KrzyckaAnna Danuta, z Wachowiaków, Krzycka urodziła się 29 grudnia 1910 roku w Wanna-Eickel w Westfalii w Niemczech jako 11 dziecko Marii i Stanisława.

Anna była ciepła, wrażliwą kobietą, która zawsze chętnie pomagała innym. To do niej zwracali się pracownicy w chwilach dla nich trudnych, wiedząc że choć spróbuje pomóc; człowiek był dla Pani Anny zawsze najważniejszy. Anna Krzycka znajdowała też czas na aktywność sieczną; uczęszczała na Uniwersytet Ludowy  Żninie, była członkiem Przyjaciół Harcerstwa. Nie zaniedbywała przy tym obowiązków domowych.

Anna Krzycka miała głowę pełną pomysłów; nie potrafiła się nudzić. Jeszcze jako narzeczona Alfreda angażowała się działalność męża. Gdy którejś nocy nie mogła spać, myślała, co zrobić, by wzbogacić ofertę wydawniczą męża. I wymyśliła! Nad ranem oznajmiła: „Mam! Pismo kobiece. Tego jeszcze nie było!” Były to narodziny „Mojej Przyjaciółki”, magazynu dla kobiet. Anna została redaktor naczelną czasopisma. Ale nie poprzestała na tym. W drugiej połowie 1939 roku miało rozpocząć się wydawanie „Rewii mody”, jednak plany te popsuł wybuch wojny.

Podczas okupacji, jak i po jej zakończeniu, była podporą i ostoją dla rodziny. By ratować zatrzymanego przez Niemców męża, oddała całą rodzinną biżuterię i srebra. A po tym, gdy dowiedziała się, że Niemcy znów zamierzają aresztować Alfreda, zorganizowała ucieczkę do Warszawy, do rodziny. Nie była to łatwa droga. Córka Pani Anny – Krystyna – wspominała, że nocą spali np. w radlinach.

Gdy wojna się skończyła, Pani Anna i Jej rodzina powróciła do Żnina. Niestety, wkrótce musiała zacząć zarabiać na życie czymś innym niż pracą w wydawnictwie. Na zakupionej przed wojną działce, na której miało powstać nowoczesne wydawnictwo, drukarnia i bloki dla pracowników,  posadziła około 500 jabłoni, co miało zapewnić utrzymanie rodzinie. Pracowała na niej do późnych lat XX wieku. Później, z bólem serca, przeniosła się do Poznania. Tam troskliwą opieką otoczyła Ją córka. Anna Krzycka zmarła po długiej i trudnej chorobie 30 kwietnia 1991 roku w wieku 80 lat.

Córki Anny Krzyckiej wspominają, że ich mama, to nietuzinkowa, pełna energii i życzliwości dla ludzi, ale i dla zwierząt, osoba. Przez całe życie dbała o to, by Jej bliscy byli radośni i optymistycznie patrzyli w przyszłość, by nie czuli smutku, myśląc o tym, co minęło. Praca, szacunek dla innych i radość z życia to niewątpliwie jedne z głównych cech, które kojarzą się mieszkańcom Żnina, gdy pytamy o Annę Krzycką.

Alfred Krzycki, syn Leona i Marii z domu Alejskiej, urodził się 20 lutego 1909 r. Początkowo nosił nazwisko ojca – Ksycki (ojciec Alfreda, Leon, zmienił nazwisko ze względu na to, że mieszkający wówczas w Żninie Niemcy, mieli problemy z jego wymową). Dopiero w roku 1938 wrócił do nazwiska dziadka – Krzycki).

Naukę drukarstwa pobierał u swojego ojca i przeszedł wszystkie poziomy pracy w wydawnictwie. Najpierw słowa składał ręcznie, później pracował jako maszynista typograficzny oraz introligator. Wszystko to pod czujnym okiem doświadczonego i dyskretnie przyglądającego się ojca. Wkrótce zaczął pracę w redakcji „Pałuczanina” poznając tajniki pracy redaktora i wydawcy.

Jego dziennikarska odwaga, chęć poznawania i pokazywania świata innym, rozwinęła się, gdy już samodzielnie kierował „Pałuczaninem”. Poszerzył grono korespondentów, zmodernizował drukarnię, kupił nowe maszyny.

Był nietuzinkowym ojcem dla swoich córek, które wspominają, że bywało, iż cały tydzień mówił do nich wierszem. Uczył je też tańczyć tango, dbał o poczucie bezpieczeństwa i wykształcenie. Był zafascynowany nowoczesną techniką, zwłaszcza użytkową. Często przynosił do domu roboty kuchenne lub inne – czasem mało przydatne do codziennej pracy – urządzenia.

Za próbę opublikowania wiersza o Hitlerze, w grudniu 1939 roku, został aresztowany. Później – dzięki poświęceniu żony Anny – wrócił do domu, ale ponieważ zagrożenie ponownego aresztowania było bardzo realne, wraz z rodziną opuścił dom i udał się do Warszawy.

Gdy w kwietniu 1945 roku wrócił do Żnina, zaczął pracę w swoim wydawnictwie, w swojej drukarni. Mógł to zrobić, ponieważ maszyny były sprawne; Niemcy wykorzystywali je w czasie wojny do drukowania swoich materiałów. Praca nie trwała długo. Niestety, na mocy dekretu Krajowej Rady Narodowej z 1950 roku, Alfred stracił dorobek życia dwóch pokoleń Krzyckich. Było to bardzo bolesne doświadczenie. Przez długi czas nie miał pracy, aż wreszcie został zatrudniony w szubińskiej drukarni na stanowisku o wiele niższym niż jego kwalifikacje i umiejętności.

Zawsze powtarzał, że nie wypada nie dożyć 60 urodzin. Zmarł  niespełna sześć miesięcy po sześćdziesiątych urodzinach, 18 sierpnia 1969 roku.

Anna i Alfred Krzyccy małżeństwem zostali w 1934 roku. Para doczekała się pięciorga dzieci: syna Stanisława, który zmarł jako niemowlę, oraz córek Krystyny, Lilianny, Jolenty i Grażyny. 

Wydawnictwo i drukarnia znajdowały się przy ulicy Śniadeckich 15 w Żninie. Znajdował się tam również sklep z artykułami papierniczymi, które były częścią produkcji. Powstawały kalendarze, notesy czy nawet świadectwa szkolne.

Krzyccy pracowali razem kontynuując dzieło Leona; rozbudowali zakłady, rozrosła się załoga. W 1936 roku Krzyccy zatrudniają 200 osób, a w roku 1939 – 300 aż pracowników!! Wydawnictwo rozwija się. Anna i Alfred dbają o pracowników.  Z myślą o nich decydują się zakupić ziemię pod budowę domków jednorodzinnych. W pobliżu ma stanąć owy gmach dla drukarni, fabryka papieru i bocznica kolejowa. W tym też celu Alfred stworzył spółdzielnię budowlaną.

Na czym polegał fenomen  Zakładów Wydawniczych Alfreda Krzyckiego? Aktualne tematy, ciekawe opowiadania, a przede wszystkim bardzo wysokie nakłady ogólnopolskich magazynów, w tym  „Mojej Przyjaciółki”  - 250 000 szt., zaangażowanie całej załogi, przyczyniły się do ogromnego sukcesu żnińskich wydawców.

Dziś na dawnych terenach Państwa Krzyckich stoją domki jednorodzinne, jednak nie należą one do właścicieli „Mojej Przyjaciółki”. Teren „za torami” mieszkańcy nazywają „Ksycówkiem” lub „Krzycówkiem”.

 

Joanna Krystosiak